Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti z gór i z lasu. Ma przejechane 15356.10 kilometrów. Jeździ sobie powoli z prędkością 28.38 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
30.19 km 0.00 km teren
00:54 h 33.54 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:
HR max:196 ( 98%)
HR avg:170 ( 85%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

szybka trzydziestka

Środa, 19 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

takie tam przepłukanie serca z cholesterolu po jedynej możliwej płaskiej trasie - na obwodnice biecza i zuruck. zapomniałem pulsometra zresetować - avp na oko.
tam z wiatrem, z powrotem pod - zgodnie z panującym w pl kierunkiem wiatrów :/ czekam na jesienny 'halny' i wtedy rundka na granicę :D
z blata ostro finisz pod górkę na obwodnicy i na światłach (raz się nie udało), stąd takie wysokie max.
na drodze mimo sporego ruchu kultura.

ale mam fazę na kultowe piosenki. masakra jakaś ;)



Dane wyjazdu:
63.22 km 0.00 km teren
02:22 h 26.71 km/h:
Maks. pr.:70.20 km/h
Temperatura:
HR max:191 ( 95%)
HR avg:157 ( 78%)
Podjazdy:580 m
Kalorie: kcal

Nad Dnieprem i w Pieninach :)

Niedziela, 16 sierpnia 2009 · dodano: 16.08.2009 | Komentarze 3

tytuł trochę prowokacyjny, ale wyjaśnienie w tekście

dzień jak niedziela - trzeba spalić jakoś obiad. siły nie miałem, ale pozostał mi tylko rower ;)
miało być spokojnie, jakby to wycinaki powiedziały - pełny tlenik, fotorelacja promująca region, luz, blues i w ogóle. prawie było ale pod magurę spotkałem dwóch seniorów z gorlic, a potem był dobry wiatr - więc na odcinku 15km średnia skoczyła blisko 3 w górę. no co ja mogłem zrobić?
ale po kolei.

więc na początku upał niemiłosierny, ruch na krajówce przegromny (coby wyjechać spod domu i wjechać na końcu - pętla w lewo - stałem kilkanaście minut). byle dojechać do jeziora - tchnienie gór, cień, luz na drodze. jakoś się udało. na początek skoczyłem wyfocić zapore, co można obacyć na dole całkiem. i wyjaśnienie tytułu - Klimkówka grała Dniepr w ekranizacji Ogniem i mieczem (no cóż, nie powala wielkością ale jest malownicza), a zapora została zbudowana w miejscu przełomowym rzeki Ropy, w tzw Pieninach Gorlickich (rzeka przełamuje się pomiędzy stromymi, zalesionymi górami - kształty prawie jak nowa czy macelowa góra w pieninach albo jak w pieninkach skrzydlańskich, ale z samej zapory tego tak fajnie nie widać). ech, to przewodnickie wodolejstwo wychodzi ze mnie ;)
potem jazda w kierunku hańczowej - pod wiatr i ostrożnie, bo na zjazdach do jeziora duży ruch. po drodze dałem ciała - uzupełniam sobie płyny wyprostowany, podziwiając gwiazdy w blasku słońca. w efekcie spadłem z asfaltu na pobocze - jakieś 30cm. jak to ustałem to nie wiem, ale już widziałem się zeszlifowanego. tętno od razu +20. ale jak mi głupio było, maskara, dobrze że nikt nie widział :)
w hańczowej wzbogacam marną kolekcję cerkwi w jpeg i jadę na niezdobyty jeszcze podjazd - drogą w kierunku skwirtnego przełamującą się przez grzbiet Koziego Żebra. spodziewałem się czegoś konkretniejszego, a tu z odrobiną dobrej woli można ją brać z blata. asfalt - a raczej zaasfaltowany żwirek - w miarę ok, ale na zjeździe trzeba uważać bo się ściera i gromadzą się kamyczki. zresztą wyfociłem na wszystkie strony - scroll down
na dole jeszcze jedna cerkiew - zaliczana do klasycznych i najpiękniejszych na Łemkowszczyźnie i na Regetów. po drodze próbuje uchwycić fajnie hucuły - co się nie udaję niestety. jakieś głodne i nieruchawe były. z regetowa na zjeździe ostre hamowanie przed rogacizną. potem slalom (ten jeden minus jazdy tą trasą) po asfalcie coby nie schlapać ramy 'nawozem', bo jak zaschnie to koniec ;)
przed magurą łapie dwóch seniorów - odjeżdżam na podjeździe, potem na zjeździe, ale czekam coby mały pociąg wypracować. no niby był tylko ja robiłem za lokomotywę cały czas. w gorlicach znów na dk - i podziwiam piękny kilkukilometrowy korek jadąc w przeciwną stronę.
no cóż, na brak miejsc do jazdy nie mogę narzekać, conajwyżej na brak płaskiego. ale tego akurat nie lubię. i na brak górala, ale się to jakoś kiedyś zmieni :)

najpierw ekg:
#lt=49.57377&ln=21.10748&z=11&t=0


Klimkówka czyli Dniepr z ekranizacji Ogniem i mieczem:
Nad Dnieprem © mateo


jeszcze jeden widok na taflę jeziora:
jez. Klimkówka © mateo


i na koronę zapory:
widok na koronę zapory © mateo


tutaj 'Pieniny Gorlickie', ale akurat to zdjęcie nie oddaje w pełni słuszności nazwy:
gorlickie Pieniny © mateo


i trochę architektury drewnianej - tu cerkiew w Hańczowej (drutów w kadrze nijak nie idzie ominąć):
cerkiew w Hańczowej © mateo


a teraz malownicza droga Hańczowa - Skwirtne:
widok na dolinę Ropy © mateo


lekki zumik:
czający się snejk © mateo


a tu już druga strona:
cisza, spokój i szosa :) © mateo


i kolejna cerkiew - Skirtne, jedna z ładniejszych. nie najlepiej wykadrowana ale ciężko biegać po łąkach z pastuchami w butach szosowych:
cerkiew w skwirtnem © mateo


trochę zwierzyny tak ino że była, bo szału zdjęcia nie robią. beskidzkie kucyki:
regetowskie hucuły © mateo


i sytuacja awaryjna na drodze (trzeba było ostro hamować no i zdążyły mi uciec z kadru nim dobyłem aparata). prawie jak w rumunii:
full wypas ;) © mateo


a na koniec krzyż na drogę:
łemkowski krzyż © mateo


Dane wyjazdu:
61.78 km 0.00 km teren
02:10 h 28.51 km/h:
Maks. pr.:73.71 km/h
Temperatura:
HR max:185 ( 92%)
HR avg:156 ( 78%)
Podjazdy:560 m
Kalorie: kcal

wysowianka - kropla morza w górach...

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 15.08.2009 | Komentarze 2

...bo zawiera dużo jodu ;)
jeju, ale bs muli, chyba serwery znów mają dość takiego lawinowego napływu użytkowników. ale do rzeczy.
ładna pogoda, ciepło, więc trzeba było spalić obiad :)
wybór padł na lajtową (czyli nie przez największe góry) wersję mojej głównej trasy treningowej sprzed studiów.
zaplanowałem sobie spokojnie pojechać podjazdy i generalnie się nie spieszyć na średnią 27kmph. jednak mimo że na podjazdach panowałem nad sobą, pewnie z racji braku świeżości (w sumie jak na mnie ostatnio to intensywny tydzień), to na zjazdach i hopkach adrenalina brała górę i dość mocno dokręcałem. tylko na pierwszym nie przekroczyłem 70tki ze względu na oszołoma z dołu, który za szeroko wyprzedzał bikerów biorących podjazd z buta, i musiałem zredukować do minimum. to był ostatni potencjalny zabójca na dziś. jednak sobotni kierowcy są lepsi od niedzielnych, chyba mniej naprutych jeździ ;)
na podjazdach tętno dość niskie - w sumie większe osiągałem w dół.
w Wysowej tłumy, z tego większość na obcych numerach - czytaj prawdziwe turysty. no no, Wysowa robi się nam coraz bardziej popularna. pijalnia dodała uroku, za to Gościnna Chata zamienia się w stodołę - dobudowali z tyłu jakiegoś kolosa murowanego. śmisznie to wygląda, ciekawe co z tego wyjdzie. na zaciszu nie było gdzie szpilki wcisnąć, tłumy w barze.
za to droga trochę się pogorszyła, ale osuwisko w dobrym stanie pozostawione i nie trzeba hamować do zera. w międzyczasie zrobiono za to przejazd do skwirtnego przystosowując fajny podjazd dla szosowców - może jutro obadam :)
w wysowej zaczerpnałęm tylko józefa - wysowianke lemon miałem w jednym bidonie więc wystarczy.
z powrotem dość mocno na hopkach przy jeziorze. przy zjeździe na koronę zapory przypomniałem sobie że od tego sezonu na weekendzie wejście tam jest otwarte więc pojechałem. ostatnio tam byłem chyba w wieku 7 lat czy jakoś tak. niestety nie miałem aparatu bo mi akumulatorki padły, ale poniżej wrzucam jedną fotkę Klimkówki z tamtej zimy. może jutro się zrehabilituję. wracam do drogi a tam fajna sytuacja - biegnie se dziopa z pieskiem na smyczy skrajem drogi. ledwo ją minąłem i słyszę takie łuuup i kwik. okazało się że na drodze smyczy stanęła latarnia i piesek się zawinął. niestety nie dałem rady się powstrzymać od śmiechu :D
dalej przez dożynkowo-festynowe wioski do domu, mimo tego całkiem bezpiecznie.
ekg poniżej, klikmówka poniżej, no i jeszcze melodia która mnie od rana nie opuszcza. dobrze że nie słyszałem przypadkiem jakiegoś eremefa albo zetki bo jakby się z rana jakiś szit przyczepił to by był ciężki dzień ;)

ekg:


Klimkówka zimą:
klimkówka skuta lodem © mateo


no i temat przewodni dnia:


Dane wyjazdu:
17.37 km 0.00 km teren
00:35 h 29.78 km/h:
Maks. pr.:47.75 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 90%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: kcal

w przerwie

Piątek, 14 sierpnia 2009 · dodano: 14.08.2009 | Komentarze 0

w przerwie koszenia hektarów trawy w ogrodzie po dętke i nowy klej coby jeździć ze spokojem psychicznym.
aż żal wpisywać, no ale skoro to może ugruntować moją pozycję w top 500 sierpnia... ;)

a na dobry humor zajebisty performens:



Dane wyjazdu:
47.05 km 1.00 km teren
02:00 h 23.52 km/h:
Maks. pr.:78.31 km/h
Temperatura:
HR max:193 ( 96%)
HR avg:161 ( 80%)
Podjazdy:690 m
Kalorie: kcal

honorne ekg

Czwartek, 13 sierpnia 2009 · dodano: 13.08.2009 | Komentarze 4

cały dzień lało a ja nieopatrznie u bajkerki z edynburga odkryłem bikemap.net, więc postanowiłem mieć pretekst do dodania jakiegoś honornego ekg ;) wieczorem się rozpogodziło, więc wybór padł na jedną z najbardziej górskich opcji, której nie śmigałem od rozpoczęcia studiów, czyli będzie z 5-6 lat.
wziąłem aparat coby mieć pretekst do odpoczynków ;)
trasa przez pierwsze 40 km to praktycznie podjazd/zjazd. pierwszy na spokojnie, a zjazd bardzo wolno bo jest wyjątkowo stromy, kręty i po ulewach pełno żwiru na asfalcie. przez leszczyny i kunkową przmknąłem za jakimiś krakusem z prędkością ponad 50, więc na kolejnym podjeździe uspokajałem tętno. jechałem spokojnie, równomiernie ze świadomością kolejnego, najstromszego podjazdu. zjazd jak zwykle szybki, można było się pokusić o dobijanie do 90, ale aparat latał mi na plecach i przeszkadzał - więc złożyłem się i spokojnie zjeżdżałem. potem oderne - najgorszy fragment na stojąco z prędkością 7kmph. eh, za sztywne mam te przełożenia, na miękkim szło by szybciej. połowa zjazdu z prędkością nieprzekraczającą 15kmph - fatalny asfalt, jest gorzej niż onegdaj bywało. w świadomości miałem nowicę jako płaski odcinek, więc srodze się zdziwiłem. potem zjazd na przełęcz - na odcinku km brak asfaltu albo okrutnie zniszczony. uważałem na węże, bo klej nie używany od paru lat, więc nie mam zaufania do niego. druciaki hutchinsony są pancerne, ale jutro skoczę po dętkę i nowy klej dla spokoju duszy. z magury już zjazd pod wiatr do gorlic. do tej pory trasa o małym/zerowym natężeniu ruchu. ale oczywiście tylko wjechałem na krajówkę, to jakiś tirowiec mnie chciał zabić. nie podczas wyprzedzania, bo tego tak nie można nazwać. po prostu jechał swoim pasem, jakby mnie nie było. jakoś się przytuliłem do krawężnika, brakło kilku centymetrów i byłoby boleśnie. qrwa dzień jak co dzień, ktoś mnie w końcu rozjedzie. na koniec coby uzupełnić elektorlity zaopatrzyłem się w portera :D
ogólnie miałem nadzieję na lepszą średnią, ale zniszczyły ją dwa zmarnowane zjazdy. odcinek oderne - przeł małastowska (z wyjątkiem nowicy) nie jest dobry dla szosowców, przydałby się nowy asfalt.

trasa i ekg: /edit: taa, tyle się namęczyłem a ekg nie wchodzi. powinno być z jakieś 700m przewyższenia/


i parę zdjęć:

podwójne tablice (w języku łemkowskim) w Bielance. niedługo większość wiosek z gminy uście gorlickie ma mieć takie:
podwójne tablice © mateo


cerkiew w Leszczynach:
cerkiew w Lesczynach © mateo


jeden z moich ulubionych fragmentów - świetny asfalt, cisza, widoki:
nad odernem © mateo


i jeszcze tu, widok na beskid niski:
Hańczowskie Góry Rusztowe © mateo


i na koniec nieodłączny element beskidu niskiego - łemkowska kapliczka, choć ta akurat mało reprezentatywna:
kapliczka w nowicy © mateo


Dane wyjazdu:
31.06 km 0.00 km teren
01:04 h 29.12 km/h:
Maks. pr.:70.76 km/h
Temperatura:
HR max:189 ( 94%)
HR avg:168 ( 84%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: kcal

ścigając się z chmurami

Środa, 12 sierpnia 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 3

krótko acz intensywnie.
jako że uświadomiłem sobie ze wstydem, że jest w mej miejscowości całkiem niezły podjazd, którego nigdy nie zdobyłem na rowerze, trzeba było się zrehabilitować. nie funkcjonował w mej bazie podjazdów z prostej przyczyny - parę lat temu asfalt był fatalny, a przegapiłem moment kiedy się to zmieniło. choć i tak brakuje 20m asfaltu. najpierw lekko ponad km dość sztywnego podjazdu, potem długi i łagodny zjazd przez Gródek do Białej Niżnej. a dalej Grybów i ropska góra. jadąc pod ropską oglądam się i Grybowa prawie nie widać. nie było rady - blat i dawaj do góry. na szczycie ulewa prawie mnie dopadła, ale szybki zjazd pozwolił uciec. przy 70kmph z dołu jakiś debil zaczął wyprzedzać. moja zdecydowana reakcja uświadomiła mu chyba jego błąd i moją prędkość - trochę się 'przytulił' robiąc mi miejsce, inaczej wylądowałbym na poboczu, a to nie skończyło by się bezboleśnie. ironia, bo chwilę wcześniej sobie pomyślałem, że jakiś spokój na drodze i nikt mnie nie chce zabić. dalej mocno - czułem pierwsze krople. dopadło mnie pod samym domem - więc zdążyłem się schować. ale miałem wyczucie bo ulewa okrutna :D

teraz czas na ossobliwości muzyczne :)
o, a google o perseidach przypomina, więc może się uda jakie 'spadające gwiazdy' obacyć hej.

edit.
fajne narzędzie zauważyłem u innych userów, szczególnie zależy mi na przewyższeniach bo nie mam altimetra. popróbuje wrzucać mapki z profilami. profil ma się stworzyć w ciągu kilku godzin, przewyższenie będzie pewnie ok 300m:


profil jest i wydaje mi się całkiem dokładny. a km nie zgadzają się bo wytracałem prędkość na odcinku ponad km ;)


Dane wyjazdu:
12.00 km 12.00 km teren
01:00 h 12.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:260 m
Kalorie: kcal
Rower:

pooperacyjna reaktywacja

Wtorek, 11 sierpnia 2009 · dodano: 11.08.2009 | Komentarze 3

no więc przeżyłem mimo pewnych obaw drugą w życiu operację. zabieg ograniczył się do wyjęcia 2 śrubek (czyli została jeszcze jedna + gwóźdź śródszpikowy), co miało uwolnić moje zblokowane ścięgno. niestety okazało się że to nie wina śrubek, a co gorsza nie bardzo wiadomo czego - rezonans jest niemożliwy z uwagi na gwoździa :/ a wystarczyło kazać sobie nogę w gips zapakować qrważ doktorów w rzyć chędożonych mać i już dawno byłoby po sprawie.
co do roweru - ostatnimi czasy ograniczałem się do treko-granda i 10-kilometrowych wypraw z siostrzeńcem bądź do szpitala na badania. spowodowane częściowo to jest zajebistym katarem - jakieś alergii chyba dostałem i coś a'la przewlekłe zapalenie spojówek, nie do końca mi to jeszcze przeszło.
te km to z rundki po bartniej górze na starym rozklekotanym góralu. jako że ciepło było, a bartniej nie było widać z powodu ogólnego zasnucia chmurami, pojechałem sprawdzić czy jest na swoim miejscu. spodziewałem się deszczu i zgodnie z oczekiwaniem już po 3km zaczęło się oberwanie chmury. podjazd po miedzach, które zamieniły się w potoki oraz w ciepłej ulewie był fenomenalny. gorzej ze zjazdem - heblowałem ile wlezie bo przemoczenie + wiatr + krótka koszulka dość mocno wyziębiały. opatrunek spłynął i zastąpił go błotny odpowiednik, ale szwy nie zaczepiły o krzaki i będę się musiał zgłosić na usunięcie ;) najbardziej ucierpiał telefon który przez pierwszą godzinę sam sobie wydzwaniał.
no w sierpniu już planuję wskoczyć do top 500, może się uda ;)

jako że dawno zdjęć nie wrzucałem to tu kilka z austriackich LP ze zbierania danych do magisterki kumpla, co również wpłynęło na przerwę w jeździe.

jedyny wypad po godzinach na szczyt góry na której pracowaliśmy i widoczne stamtąd Wolfgansee:
Wolfgangsee © mateo


oraz Dachstein:
rosskopf © mateo


a tu już obiekt rozważań:
zrywka długodystansową kolejką linową © mateo


no i robol leśny:
magister inżynier na wakacjach © mateo


Dane wyjazdu:
89.46 km 0.00 km teren
03:42 h 24.18 km/h:
Maks. pr.:73.80 km/h
Temperatura:
HR max:200 ( 10%)
HR avg:167 ( 83%)
Podjazdy:460 m
Kalorie: kcal

gg zuruck

Poniedziałek, 3 sierpnia 2009 · dodano: 11.08.2009 | Komentarze 0

taki rowerowy przebłysk. weekend w gg, ale jazda po pagórkach z plecakiem trekingowym nie jest lekka i przyjemna. z powrotem burzowy wiatr w oczy, a na początek konkretny podjazd - niebylecka góra. jechałem tak jakbym plecaka nie miał co się odbiło w tętnie. pierwszy raz w życiu na podjeździe na szosie udało mi się dobić do 200. do tej pory max to chyba 197 było, a więcej to tylko przy finiszach na płaskim. jako że nie dało się już bardziej zwolnić wolałem się zatrzymać na chwilę coby nagle mi prądu nie odcięło - w tym sezonie to takich hr nie jestem przyzwyczajony. zjazd jako że byłem ciężki to mimo większych oporów szybki. a potem naginanie pod wiatr :/



Dane wyjazdu:
89.67 km 0.00 km teren
03:42 h 24.24 km/h:
Maks. pr.:58.06 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

gg

Piątek, 31 lipca 2009 · dodano: 03.08.2009 | Komentarze 0

167, 45:49/2:31:40/32:28


Dane wyjazdu:
70.49 km 0.00 km teren
02:20 h 30.21 km/h:
Maks. pr.:62.08 km/h
Temperatura:
HR max:194 ( 97%)
HR avg:160 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

udrożnienie żył

Środa, 8 lipca 2009 · dodano: 08.07.2009 | Komentarze 0

no w lipcu to szaleje, będę walczył chyba o top 500 ;)
marny dorobek km, ale za to dorobiłem się w końcu tytułu magistra inżyniera leśnictwa. pierwszy dzień jako wykształcony człowiek zacząłem jak na takiego przystało czyli pracując. wpadła lajtowa wycieczka na której nie trzeba było wiele chodzić więc się skusiłem. co prawda klaryski z zaskoczenia, ale krynica i kamianna to jak w domu.
no a dziś postanowiłem przejechać kilkadziesiąt km jakąś spokojną trasą. niestety w planowaniu nigdy nie byłem dobry, więc wcale nie wyszło spokojnie. wybór padł na pętle do Jasła. jeszcze sms do Maćka , w końcu się zgadaliśmy na jakąś wspólna jazdę. choć miałem obawy czy mój słaby poziom wyjeżdżenia nie wyjdzie w praniu, ale przewaga szosówki nad góralem wyeliminowała ten problem ;)
do Jasła bardzo szybko i spokojnie - w końcu panują wiatry zachodnie. a i jazda na kole robi swoje, już o tym wręcz zapomniałem. od Rozdziela mimo wiatru biednemu (to ja) w oczy dość mocno dokręcałem na zjazdach, to i spokojne tętno podskoczyło. na koniec na ostatniej hopce nie zrzuciłem z blatu i trzeba było dość mocno kręcić coby się nie zatrzymać testując odporność meta na uderzenie o asfalt. ja się nie zatrzymałem, serce też nie, choć było tego blisko - 194.
jak dobiję w lipcu do 300km to będzie sukces - jutro kupuję bilet nach Osterreich i jadę tyrać dla kumpla w austriackich lasach do jego magisterki. zawsze to człowiek z techniką się obejdzie (kolejki linowe), a po powrocie duża szansa na szpital.
ech pożyjemy (albo i nie, statystyka nieubłagana jest, ktoś musi ginąć na tych drogach) zobaczymy.