Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti z gór i z lasu. Ma przejechane 15356.10 kilometrów. Jeździ sobie powoli z prędkością 28.38 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:139.19 km (w terenie 40.00 km; 28.74%)
Czas w ruchu:02:37
Średnia prędkość:26.29 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:450 m
Maks. tętno maksymalne:192 (96 %)
Maks. tętno średnie:154 (77 %)
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:27.84 km i 0h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
28.74 km 0.00 km teren
01:00 h 28.74 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 89%)
HR avg:146 ( 73%)
Podjazdy:120 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

delikatnie

Czwartek, 30 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 0

trochę mnie odcięli od nizin z budową mostu w sękowej, ale musiałem się przebić. nawet kawałek prowadziłem po klińcu, nie chciałem ryzykować. jak tam człek na góralu, co go wcześniej śmignąłem, koło mnie przeszedł przez te wydupczyska to go dojechałem dopiero w siarach.
z powrotem na węgierskiej spotykam Rafała, chwilę gadamy i wracam na południe.
się zabrałem 'rychło w czas' za rower, będzie dnia brakowało..


Dane wyjazdu:
17.58 km 0.00 km teren
00:41 h 25.73 km/h:
Maks. pr.:67.50 km/h
Temperatura:
HR max:192 ( 96%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

do kowboja

Środa, 29 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 3

w miarę spokojnie pod magurę. 10.05. sama końcówka trochę mocniej, pewnie stąd to tętno tak wyskoczyło. na uspokojenie dokręcam jeszcze 100m. w pionie. zjazd na przełęcz trochę adrenaliny dostarcza, z głównym przesłaniem: wyjedzie coś czy nie wyjedzie. wyjechało ale na szczęście w dobrym miejscu. za dużo odwagi mam chyba po tej przerwie :)


Dane wyjazdu:
22.47 km 0.00 km teren
00:56 h 24.07 km/h:
Maks. pr.:67.50 km/h
Temperatura:
HR max:187 ( 93%)
HR avg:148 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

czas wracać

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 0

no najwyższa pora robić "bazę" ;)
na spokojny początek chciałem coby do domu było z górki.
ale jednak kompaktowa korba się nie nadaje na zjazdy, masakra jakaś. zresztą cały napęd do wymiany bo i kaseta nie pomaga. za to karbonowe żidelce poezja, żadnych drgań nie czuję w mojej metalowej nodze. nawet w sobotę sprawdziłem na rynku na bruku - niebo a ziemia.
po roku przerwy trzeba od nowa uczyć się jeździć na szosie :)
w trakcie rozgrzewania się mam problem z obiadem, ale udaje się go powstrzymać w ryzach. o dziwo na podjeździe już nie ma problemów. magura 10.20. potem już spokojniej. mimo problemu z dokręceniem na zjazdach chyba jakaś lepsza aerodynamika i całkiem sprawna jazda w dół. pogoda super, rześko, idealnie do jazdy.



Dane wyjazdu:
43.40 km 30.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:emtebe

memories of green

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 0

małe pieniny i pasmo radziejowej.
tyle razy tam się szlajałem i ani razu na rowerze. do niedzieli.
jakoś zapakowałem górala do wnętrza vitary i podjechałem na obidzę. ale gdybym wiedział co się dzieje w tym cholernym sączu uderzyłbym gdzie indziej. 65km w czasie 2h. nie rowerem...
z obidzy na rozdziele szybko zleciało, na zjeździe nie wiem czy to co na mnie ląduje to jest błoto czy owcze gówno :)
podjazd już nie taki szybki i zaczyna się rejon mocno techniczny, korzenie, jazda w poprzek stoku, więc część prowadzę, w końcu szosowiec jestem z wychowania. zresztą 2 tarcze też nie pomagają. w rejonie wysokiej oczywiście tłumy i ja z rowerem na plecach, bo tam się już nie da podjechać. ludziska co ich łykam nawet z góralem na karku i tak czują jakieś politowanie i wyższość w stylu 'po chuj on tu z tym rowerem?'. nie nawiązując kontaktów z komentującymi już w miarę wszystko jadę z przełączki pod wysoką. oczywiście wierzchołek sobie odpuszczam, szkoda w takim ruchu się tam pchać. kawałek z barierka sprowadzam, jednak nie odkrywam w sobie natury dałnhilofca. potem już poezja aż do wysokiego wierchu. szczególnie zjazd z durbaszki. pod szczyt już spokojnie prowadzę coby się nacieszyć przestrzenią i widokami. z wysokiego wierchu zjazd na lesnickie sedlo. po drodze jedank robię skok w bok na mały szczycik i oszczędzam wielu złości w pewnym związku, gdy słyszę gdzieś nad sobą:
[ona] na pewno dobrze idziemy?
[on] kochanie, nie przekonamy się dopóki nie zejdziemy...
poczuwając się do sprowadzenia ich na zła drogę (zasugerowali się mną?) upewniam się że jednak nie chcą schodzić na Słowację i zawracam ich w kierunku macierzy.
50m ostrego zjazdu sprowadzam z uwagi na tarninę bez której może spróbowałbym szczęścia. dalej już zjazd po zielonym 'asfalcie' na sedlo.
jako że tam nie byłem, to i nie spodziewałem się knajpki. nie spodziewałem się też że będzie tam dostępny zlaty bazant w wersji radler. ale był i nie odmówiłem. nabyłem również jakiegoś czecho-słowackiego izotonika isofruit na dalszą drogę. jeszcze się upewniłem u szefa że za 0,02 promila filance mnie nie zaszczelom i szybko zleciałem do leśnicy. a stamtąd... droga przez piekło. ktoś tu gdzieś pisał że droga pienińska w sezonie to syf, kiła i mogiła. nie wierzyłem. a jest gorzej. do granicy drogę oczyszcza mi słowacka laweta po pontony, ale dalej to już maksymalna koncentracja, adrenalina i próba jasnowidzenia - w którą stronę tłum rozleje swoje macki. w samej szczawnicy, gdzie ścieżka już ma kolor czerwony jest trochę lepiej, ale i tak o mało nie zabijam jakiegoś fotografa.
plan miałem coby wszamać coś w szczawnicy ale jak zobaczyłem te chore tłumy uciekałem stamtąd jak najszybciej. skąd kurwa jest tyle ludzi na tym świecie i czemu wszyscy w niedziele przyjeżdżają do szczawnicy? masakra jakaś.
na przehybę wybieram opcję przez sewerynówkę niebieskim szlakiem. gdzie się da wykorzystuję niebieski narciarski, i wbrem moim obawom prawie całość podjeżdżam i nawet przed nocą :) pod koniec co prawda marzę o jakimkolwiek jedzeniu i niespodziewany widok przekaźnika dodaje skrzydeł.
w schronisku ratuję się naleśnikami w czekoladzie, które w mojej pamięci zdecydowanie wyolbrzymiłem. półtorej porcji mieści się na małym talerzu. cebulę w jednym naleśniku z czekoladą(!!!) wybaczam.
od przehyby mocno boli mnie głowa, nie wiem czy z głodu, upału czy obijania mózgu o czaszkę. teraz leci już szybko. na złomistym spotykam dzielnie pedałującego ok. 60letniego dziadka turystę na oko na 'miejskim' góralu. ucinamy pogawędkę i potem poł drogi zastanawiałem się czy on taki silny czy ja taki słaby... na radziejową nie mam veny i ochoty, tłumaczę sobię że tylko po to odpuszczam coby tu wrócić na rowerze. trawersikiem na rogacze, zjazd na obidzę i odwrót. przez sącz już w miarę sprawnie.

#lat=49.381621573223&lng=20.491692946779&zoom=14&maptype=ts_terrain


wysokie tatry w trójkącie © mateo



wysoki wierch, trzy korony i lubań z rodziela © mateo


zjazd z wysokiego wierchu © mateo


to jest chyba synonim gładziutkiego asfaltu dla szosowca :)
zielony asfalt © mateo


tatry, magura spiska i małe pieniny © mateo


Dane wyjazdu:
27.00 km 10.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:emtebe

kornuty

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 17.08.2012 | Komentarze 1

w ramach obadania kolejnych szutrówek po lasach.
na kornutach znajduję mapę w bardzo dobrym stanie, chyba jedyne wydanie compassa którego nie miałem. jakiś trójkąt bermudzki dla map czy jak, kiedyś tam też znalazłem na zejściu do folusza.
na skałkach jakaś wylajtowana para rodziców, jak zobaczyłem jak ich dzieciaki się wypuszczają to aż gęsiej skórki dostałem.
jaskinia zakratowana ale otwarta.
powrót już w szarówce, w lesie trochę ciemnawo co nie ułatwia zjazdów.
szutrówka do bartnego z majdanu całkiem zacna, i nawet żadne bydle z lasu mi pod koła nie wyleciało. a wolno chyba nie zjeżdżałem o czym wnioskuję po ilości rozpłaszczonych muszek na okularkach :)

trasa coś koło tego:
#lat=49.585859508335&lng=21.307406661377&zoom=13&maptype=satellite