Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti z gór i z lasu. Ma przejechane 15356.10 kilometrów. Jeździ sobie powoli z prędkością 28.38 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
40.50 km 0.00 km teren
01:36 h 25.31 km/h:
Maks. pr.:66.00 km/h
Temperatura:
HR max:188 ( 94%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:620 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

kowboj i bacówka

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 3

korzystając z rześkiego powietrza jadę dość solidnie pod magurę - 9.33. nie jest źle :) potem jeszcze na szczyt i szaleńczy zjazd. trochę ponosi mnie fantazja, ale na szczęście jest pusto.
w małastowie wyłażą skłębione chmury, ale pomarańczowe soczewki dodają optymizmu i odbijam w dolinę Bartnianki. nie wiem co mi się ubzdurało że tam asfalt znośny jest. jednak z górala to inaczej jest, na szosie całkiem inaczej się odczuwa :)
męczę więc karbon i powoli przebijam się w górę doliny. od cerkwi prawosławnej już nowiutki asfalt i sam podjazd całkiem żwawo. na asfalcie jak zwykle masa gówna i dużo drobnych kamyczków. zjazd przeradza się w slalom alpejski, a kamyczki spod kół lecą tak, że obawiam się o szyby w przydrożnych chyżach. jednak pompka z lidla po wymianie na inny egzemplarz sprawdza się :)
powrót już spokojnie i w szarówce.



Dane wyjazdu:
46.54 km 0.00 km teren
01:45 h 26.59 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:
HR max:188 ( 94%)
HR avg:152 ( 76%)
Podjazdy:660 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

oderne

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 0

trochę żwawiej po górkach.
pod magure na dopingu, po robocie tak mnie zcięło że musiałem się chwilę kimnąć, a na obudzenie walnąłem bi pałera :)
bez obiadu co od razu odbija się na trochę lepszym czasie pod magurę - 9.53
pod oderne już lata nie jechałem, ale teraz na przełożeniu rodem z emtebe za wiele nie odczuwam stromizny. za to zjazd jakiś narowisty, nie czuję się pewnie i zjeżdżam dość ostrożnie.
na magurze dojeżdża mnie Lka ale zmykam na tyle że mnie wyprzedza dopiero w ropicy. za nią parę aut i zaczynają się pchać na 3go. dostrzegam to kątem oka i po mojej wymownej gestykulacji i staropolskim "gdzie, kur... cze pieczone?!" goście trochę się ogarniają. chyba muszę się ogolić skoro się mnie kierowcy boją :)
z rozpędu jeszcze do sklepu w sękowej, bo na zjeździe z magury nie chciało mi się heblować i dołożyłem sobie przez to ze 6km.


Dane wyjazdu:
75.70 km 0.00 km teren
02:38 h 28.75 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 90%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:920 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

bardiovske kupele

Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 0

miało być do bardejova, ale jakoś dawno w kupelach nie byłem.
magura bardzo spokojnie, mimo to 10:50. wilgotność znowu pinćset procent i nie ma czym oddychać, jak wczoraj. niby bezchmurne niebo a słońce przez tą wilgotność nie może się przebić. wiatr pcha przeokrutnie i spokojnie jadąc w kupelach średnia 31.
tam spacerowym tempem po parku oglądam te wszystkie wille i zastanawiam się nad fenomenem tych kupeli. nic tam wiele nie ma, a ludzi full, w tym połowa naszych. tyle że spokojnie, bo nie ma ruchu samochodowego.
znowu zawaliłem sprawę, bo nie znalazłem nigdzie po kątach jewrocentów, więc kolejny raz nie przypominam sobie poznanego w dzieciństwie smaku bardejovskich oblatkov. a do bardejova do bankomatu i z powrotem nie chce mi się jechać.
do źródeł kolejka jak po cukier onegdaj, nie wiem co w tej wodzie jest. z powrotem masakra. czuję się jak Zofia Noceti-Klepacka, tylko ona szybciej na tym wietrze naparza. ja ledwo co. ale w bidonie mam jakiś syf sygnowany logiem królewskich więc powinienem mieć kopa jak pepe. najbardziej dobijające są proste za zborovem - długie na parę km, zero osłony, ale też zero ruchu i fajne widoki z kulmnacją jaworzyny konieczniańskiej na wprost. więc jakoś się jedzie. po naszej stronie wicher już trochę odpuszcza i w miarę sprawnie przez magurę zu hause. bez większej historii, nikt mnie nie chciał rozjechać, ale to przez nikły ruch. w niedziele po południu słowackie wioski wymierają. tam się zawsze zastanawiam gdzie są ci wszyscy ludzie, a u nas skąd się tyle qrna ludzi bierze :) no nie licząc cyganów oczywiście. ci to nawet w niedziele pchają te wózki dziecięce wypchane jakimiś syfami z rowów, a czy tam są małe dziecka to da się sprawdzić chyba tylko sondą lawinową.
aha. no jeżdżą te Słowaki po okna, styropiany i inne tynki i zauważyli chyba w rzeczypospolitej że nie każdy dom musi wyglądać tak samo i można mieć ładny ogródek koło domu a nie trzy zdezelowane nadwozia skodiczek. jewropa się robi :)



Dane wyjazdu:
64.60 km 0.00 km teren
02:23 h 27.10 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura:
HR max:186 ( 93%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:750 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

regetów

Sobota, 1 września 2012 · dodano: 01.09.2012 | Komentarze 2

kumpel prosił mnie o zdjęcia karczmy w regetowie wiec śmignąłem tam rowerem.
ale najpierw przyjąłem odpowiednią ilość węgla. dwie tony. z czego ja przewaliłem jedną. niestety nie dostosowałem do tego odpowiedniej ilości węglowodanów i już pod magurę żołądek przykleja mi się do pleców. marzę tylko o dotarciu do karczmy i wszamaniu czegoś. mimo tego wybieram trochę dalszą drogę przez ług. a wybór był pomiędzy lawirowaniem między dziurami a krowim gównem, zwyciężyła opcja druga.
na miejscu nie bardzo po kolarsku opierdzielam jakąś odmianę placka po węgiersku i już normalne sygnały docierają do mózgu. robię zdjęcia, okazuje się że nie mam karty w aparacie i moment kończy się pamięć. wychodzi słońce, zmieniam soczewki z pomarańczowych na ciemne i jadę dalej. powrót trochę na około. z wysowej do uścia wiatr tak mnie męczy że w uściu trzeba stanąć w sklepie.
masakra, więcej jedzenia niż jazdy, dziadzieję :) jeszcze z wątpliwościami wysyłam lotka, bo niestety moja passa 7 kolejnych trójek (wysyłam 7 zakładów przy dużych kumulacjach) została przerwana ostatnio, ale 24 zł kuszą jak zawsze ;)
do gładyszowa już po wertepach, spokojnie pod magurę i szybko już na dół do mieszkania.
normalnie jeżdżę tak jak gra wisła. kiedyś pytaniem było ile wygrają, a teraz grają syf. ja kiedyś tylko pytałem ile i w jakim tempie trzeba przejechać, a teraz ledwo się turlam.



Dane wyjazdu:
28.74 km 0.00 km teren
01:00 h 28.74 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 89%)
HR avg:146 ( 73%)
Podjazdy:120 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

delikatnie

Czwartek, 30 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 0

trochę mnie odcięli od nizin z budową mostu w sękowej, ale musiałem się przebić. nawet kawałek prowadziłem po klińcu, nie chciałem ryzykować. jak tam człek na góralu, co go wcześniej śmignąłem, koło mnie przeszedł przez te wydupczyska to go dojechałem dopiero w siarach.
z powrotem na węgierskiej spotykam Rafała, chwilę gadamy i wracam na południe.
się zabrałem 'rychło w czas' za rower, będzie dnia brakowało..


Dane wyjazdu:
17.58 km 0.00 km teren
00:41 h 25.73 km/h:
Maks. pr.:67.50 km/h
Temperatura:
HR max:192 ( 96%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

do kowboja

Środa, 29 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 3

w miarę spokojnie pod magurę. 10.05. sama końcówka trochę mocniej, pewnie stąd to tętno tak wyskoczyło. na uspokojenie dokręcam jeszcze 100m. w pionie. zjazd na przełęcz trochę adrenaliny dostarcza, z głównym przesłaniem: wyjedzie coś czy nie wyjedzie. wyjechało ale na szczęście w dobrym miejscu. za dużo odwagi mam chyba po tej przerwie :)


Dane wyjazdu:
22.47 km 0.00 km teren
00:56 h 24.07 km/h:
Maks. pr.:67.50 km/h
Temperatura:
HR max:187 ( 93%)
HR avg:148 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

czas wracać

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 0

no najwyższa pora robić "bazę" ;)
na spokojny początek chciałem coby do domu było z górki.
ale jednak kompaktowa korba się nie nadaje na zjazdy, masakra jakaś. zresztą cały napęd do wymiany bo i kaseta nie pomaga. za to karbonowe żidelce poezja, żadnych drgań nie czuję w mojej metalowej nodze. nawet w sobotę sprawdziłem na rynku na bruku - niebo a ziemia.
po roku przerwy trzeba od nowa uczyć się jeździć na szosie :)
w trakcie rozgrzewania się mam problem z obiadem, ale udaje się go powstrzymać w ryzach. o dziwo na podjeździe już nie ma problemów. magura 10.20. potem już spokojniej. mimo problemu z dokręceniem na zjazdach chyba jakaś lepsza aerodynamika i całkiem sprawna jazda w dół. pogoda super, rześko, idealnie do jazdy.



Dane wyjazdu:
43.40 km 30.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:emtebe

memories of green

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 0

małe pieniny i pasmo radziejowej.
tyle razy tam się szlajałem i ani razu na rowerze. do niedzieli.
jakoś zapakowałem górala do wnętrza vitary i podjechałem na obidzę. ale gdybym wiedział co się dzieje w tym cholernym sączu uderzyłbym gdzie indziej. 65km w czasie 2h. nie rowerem...
z obidzy na rozdziele szybko zleciało, na zjeździe nie wiem czy to co na mnie ląduje to jest błoto czy owcze gówno :)
podjazd już nie taki szybki i zaczyna się rejon mocno techniczny, korzenie, jazda w poprzek stoku, więc część prowadzę, w końcu szosowiec jestem z wychowania. zresztą 2 tarcze też nie pomagają. w rejonie wysokiej oczywiście tłumy i ja z rowerem na plecach, bo tam się już nie da podjechać. ludziska co ich łykam nawet z góralem na karku i tak czują jakieś politowanie i wyższość w stylu 'po chuj on tu z tym rowerem?'. nie nawiązując kontaktów z komentującymi już w miarę wszystko jadę z przełączki pod wysoką. oczywiście wierzchołek sobie odpuszczam, szkoda w takim ruchu się tam pchać. kawałek z barierka sprowadzam, jednak nie odkrywam w sobie natury dałnhilofca. potem już poezja aż do wysokiego wierchu. szczególnie zjazd z durbaszki. pod szczyt już spokojnie prowadzę coby się nacieszyć przestrzenią i widokami. z wysokiego wierchu zjazd na lesnickie sedlo. po drodze jedank robię skok w bok na mały szczycik i oszczędzam wielu złości w pewnym związku, gdy słyszę gdzieś nad sobą:
[ona] na pewno dobrze idziemy?
[on] kochanie, nie przekonamy się dopóki nie zejdziemy...
poczuwając się do sprowadzenia ich na zła drogę (zasugerowali się mną?) upewniam się że jednak nie chcą schodzić na Słowację i zawracam ich w kierunku macierzy.
50m ostrego zjazdu sprowadzam z uwagi na tarninę bez której może spróbowałbym szczęścia. dalej już zjazd po zielonym 'asfalcie' na sedlo.
jako że tam nie byłem, to i nie spodziewałem się knajpki. nie spodziewałem się też że będzie tam dostępny zlaty bazant w wersji radler. ale był i nie odmówiłem. nabyłem również jakiegoś czecho-słowackiego izotonika isofruit na dalszą drogę. jeszcze się upewniłem u szefa że za 0,02 promila filance mnie nie zaszczelom i szybko zleciałem do leśnicy. a stamtąd... droga przez piekło. ktoś tu gdzieś pisał że droga pienińska w sezonie to syf, kiła i mogiła. nie wierzyłem. a jest gorzej. do granicy drogę oczyszcza mi słowacka laweta po pontony, ale dalej to już maksymalna koncentracja, adrenalina i próba jasnowidzenia - w którą stronę tłum rozleje swoje macki. w samej szczawnicy, gdzie ścieżka już ma kolor czerwony jest trochę lepiej, ale i tak o mało nie zabijam jakiegoś fotografa.
plan miałem coby wszamać coś w szczawnicy ale jak zobaczyłem te chore tłumy uciekałem stamtąd jak najszybciej. skąd kurwa jest tyle ludzi na tym świecie i czemu wszyscy w niedziele przyjeżdżają do szczawnicy? masakra jakaś.
na przehybę wybieram opcję przez sewerynówkę niebieskim szlakiem. gdzie się da wykorzystuję niebieski narciarski, i wbrem moim obawom prawie całość podjeżdżam i nawet przed nocą :) pod koniec co prawda marzę o jakimkolwiek jedzeniu i niespodziewany widok przekaźnika dodaje skrzydeł.
w schronisku ratuję się naleśnikami w czekoladzie, które w mojej pamięci zdecydowanie wyolbrzymiłem. półtorej porcji mieści się na małym talerzu. cebulę w jednym naleśniku z czekoladą(!!!) wybaczam.
od przehyby mocno boli mnie głowa, nie wiem czy z głodu, upału czy obijania mózgu o czaszkę. teraz leci już szybko. na złomistym spotykam dzielnie pedałującego ok. 60letniego dziadka turystę na oko na 'miejskim' góralu. ucinamy pogawędkę i potem poł drogi zastanawiałem się czy on taki silny czy ja taki słaby... na radziejową nie mam veny i ochoty, tłumaczę sobię że tylko po to odpuszczam coby tu wrócić na rowerze. trawersikiem na rogacze, zjazd na obidzę i odwrót. przez sącz już w miarę sprawnie.

#lat=49.381621573223&lng=20.491692946779&zoom=14&maptype=ts_terrain


wysokie tatry w trójkącie © mateo



wysoki wierch, trzy korony i lubań z rodziela © mateo


zjazd z wysokiego wierchu © mateo


to jest chyba synonim gładziutkiego asfaltu dla szosowca :)
zielony asfalt © mateo


tatry, magura spiska i małe pieniny © mateo


Dane wyjazdu:
27.00 km 10.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:emtebe

kornuty

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 17.08.2012 | Komentarze 1

w ramach obadania kolejnych szutrówek po lasach.
na kornutach znajduję mapę w bardzo dobrym stanie, chyba jedyne wydanie compassa którego nie miałem. jakiś trójkąt bermudzki dla map czy jak, kiedyś tam też znalazłem na zejściu do folusza.
na skałkach jakaś wylajtowana para rodziców, jak zobaczyłem jak ich dzieciaki się wypuszczają to aż gęsiej skórki dostałem.
jaskinia zakratowana ale otwarta.
powrót już w szarówce, w lesie trochę ciemnawo co nie ułatwia zjazdów.
szutrówka do bartnego z majdanu całkiem zacna, i nawet żadne bydle z lasu mi pod koła nie wyleciało. a wolno chyba nie zjeżdżałem o czym wnioskuję po ilości rozpłaszczonych muszek na okularkach :)

trasa coś koło tego:
#lat=49.585859508335&lng=21.307406661377&zoom=13&maptype=satellite






Dane wyjazdu:
25.91 km 0.00 km teren
01:04 h 24.29 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:
HR max:173 ( 86%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

góra

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 2

ej to jednak nie dla mnie jazda o świcie :)