Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti z gór i z lasu. Ma przejechane 15356.10 kilometrów. Jeździ sobie powoli z prędkością 28.38 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:854.14 km (w terenie 29.00 km; 3.40%)
Czas w ruchu:27:53
Średnia prędkość:28.97 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:10080 m
Maks. tętno maksymalne:191 (95 %)
Maks. tętno średnie:166 (83 %)
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:56.94 km i 2h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
45.57 km 0.00 km teren
01:36 h 28.48 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 79%)
HR avg:125 ( 62%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

po piwo szczyrzyckie

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 14.06.2013 | Komentarze 0

do domu po piwo regionalne ze Szczyrzyca. jazda bardzo spokojna, ale mimo to serducho wali całkiem od niechcenia, w życiu nie miałem takiego niskiego tętna na rowerze. nie wiem co się porobiło.
wracam przez Libuszę i tam rozcinam oponę, nawet nie wiem na czym. śmiałem się z arka i jego kapci to teraz mam za swoje. opona dziwnie bardzo rozcięta, z wierzchu i trochę z boku. nabijam może ze 2 atm. i na takim półkapciu w strachu powoli i uważnie wracam na mieszkanie.


Dane wyjazdu:
109.69 km 0.00 km teren
03:44 h 29.38 km/h:
Maks. pr.:78.00 km/h
Temperatura:
HR max:188 ( 94%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:2200 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

galicja road maraton

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 0

no więc pokazali mi miejsce w szeregu. coś mi jeszcze jazda po górach nie idzie. ale po kolei.
do wiśnicza jedziemy razem z rafałem. zajeżdżamy w miarę sprawnie, wręcz za wcześnie. jest czas coby się ogarnąć. w naszej kategorii nie ma za wielkiej konkurencji, 17 osób, więc całość staruje razem jako pierwsza grupa.
tempo od razu zdrowe. na 10km pierwszy podjazd. trochę mnie przerażają wskazania pulsometru, ale zawsze na adrenalinie tak mam. na podjeździe w miarę ok i zjazd. wjeżdżamy w mokry lasek i serpentynka. chłopaczek trochę przede mną zaczyna hamować w zakręcie i blokuje koło. kładzie się na asfalcie. drugi, już bezpośrednio przede mną koziołkuje przez niego i wylatuje w las. ja w szoku hamuje i zatrzymuję się. oczywiście cała kategoria odjeżdża, a ja krzyczę do chłopaków czy wszystko ok. poprzez jęk słyszę że chyba ok, co zagłusza moje sumienie, wpinam się i jadę dalej. staram się gonić ale jednak za duża strata.
rafał czeka na mnie i dalej jedziemy we dwóch parę km, dopóki nas nie dojeżdża czołówka B. łapiemy się z nimi i początkowo dość się trzymamy, zgodnie pracując. przychodzi jednak większy podjazd, solidne tempo i ja strzelam z grupki. brakło chyba odwagi, bo przestraszyłem się że w ten sposób szybko skończę. po przełamaniu próbuje gonić ale nie ma szans. jadę coraz bardziej za grupką i przychodzi ostry zjazd po super gładkim asfalcie, na którym zalega sobie jeden kamień. ja się przygapiłem i oczywiście zapierdzieliłem w tego kamyczka przy prędkości 78 kph. na szczęście tylnym kołem, ale i tak strach mnie obleciał.
gdy zmieniam dętkę mijają mnie kolejne grupki z szumem godnym tira na autostradzie. wrażenie mam jakby mnie wszyscy w międzyczasie wyprzedzili. trochę odechciewa mi się jazdy. dopiero 30km, a ja mam już posprzątane. po paru minutach startuję dalej, akurat nikt nie jedzie. wyjeżdżam na górkę, spozieram na niebo a tam potężne burzowe chmury. tu mam moment zawahania czy nie wracać, ale stwierdzam że szkoda, warto choć zapoznać się z trasą. i tak sobie jadę spokojnie aż ktoś dojeżdża, chwilę z nim lub z grupką i na większych podjazdach odpadam. i dalej samemu aż ktoś znów dojedzie. jedna grupka urywa mnie na podjeździe z płytami. jadę sam aż dojeżdża mnie dwóch gości których minąłem na podjeździe. na prostych mają tempo że ledwo się trzymam, za to po górkach na odwrót. szczególnie przypada mi do gustu podjazd na dobrociesz, tam zostawiam kolegów, ale czekam na nich na szczycie na bufecie, bo mam dość samotnej jazdy. do następnego podjazdu jedziemy razem, grupka rośnie bo kogoś dojechaliśmy i ktoś nas. na któymś z kolejnych podjazdów odpuszczam i ja, głównie przez to że zacząłem jeść. ilekroć wyciągnąłem musli zaraz zaczynał się podjazd :) potem już nikogo nie widać ani z przodu ani z tyłu i ostatnie 25km samotnie do mety. na rynku w lipnicy jeszcze spotykam dopingujących arka i wojtka. ich widok trochę mnie podłamuje, bo początkowo myślę że to już rafał zaliczył metę i zawrócił po mnie :) kończę na 62 open na 123 którzy ukończyli, czyli centralnie w środku. czas jazdy z licznika (3.44.17) uplasowałby mnie na 42 miejscu. kat 9/14 (3 nie ukończyło). czyli nie tak tragicznie jak początkowo myślałem, bo robiąc kapcia wydawało się mi, że już mnie cały peleton wyprzedził. potem dobiły jeszcze grupki w których nie miałem siły się utrzymać. rafał 33 open i 5 w kat.
szczególnie zawiedziony byłem swoją postawą w górach. myślałem że mając góry na co dzień będę łykał na podjazdach konkurencję, a to jednak ja zamulałem. no nic, może do pętli się coś samo poprawi ;)



strzelam na podjeździe, brakło paru metrów © Tomek Głód


już samotnie © Tomek Głód


samotna walka z pięknym podjazdem © Tomek Głód


miał być uśmiech wyszedł grymas... © Tomek Głód


tu już uśmiech wyszedł :D © johncb1973


Dane wyjazdu:
81.21 km 0.00 km teren
02:38 h 30.84 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:
HR max:185 ( 92%)
HR avg:139 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

na koniec wszechświata

Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 0

czyli z braćmi G. i Sebą odwozimy drugiego Sebastiana do osławionej osobnicy, czyli tam gdzie wrony zawracają.
ubrałem się za ciepło, ale tak to jest jak się siedzi cały dzień w mordorze a potem na niziny zjeżdża.
tam spokojnie, z powrotem pod wiatr z deka szybciej. po drodze Arek łapie milion piynćsetnego kapcia w tym roku.
wiele się nie umęczyłem, bo na kole siedziałem, dopiero od biecza jak Wojtek zaciągnął to się trochę zmachałem. od gorlic samemu już całkiem na luzie.
a gdzie mi takie maxy wyskoczyły to nawet nie wiem.


Dane wyjazdu:
35.63 km 0.00 km teren
01:17 h 27.76 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:
HR max:185 ( 92%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy:690 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

magura x2

Środa, 5 czerwca 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 0

wybitnie nie miałem ochoty, chyba się meteopatą stałem. jeszcze trochę i będę psychopatą.
jak nie lubię jeździć tego samego podjazdu góra-dół, to dziś z braku chęci i czasu czynię to. za pierwszym razem wiatr dobry, spokojnie i równo - 9.45. za drugim razem chciałem się wstrzelić w miarę tak samo. prostą odpuściłem bo na chwilę wiatr zawinął na twarz, no i cały czas mi się wydawało że wolniej jadę, a tu wyszło 9.43. chyba końcówka była żwawsza. górę już z małego blata. za drugim razem ze szczytu na wąskim, mokrym asfalcie puszczam się trochę odważniej, i przed zakrętem wybija mi 67, aż się potem zastanawiam kiedy ja tam wylecę z drogi i czy ktoś mnie znajdzie.


Dane wyjazdu:
115.19 km 0.00 km teren
04:02 h 28.56 km/h:
Maks. pr.:70.50 km/h
Temperatura:
HR max:189 ( 94%)
HR avg:143 ( 71%)
Podjazdy:1160 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

grosar

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 2

zbiera się dość spora ekipa - startuje 12-tu.
tempo całkowicie niedzielne co nie do końca mi w smak. chwile jedzie z nami jakiś koleś na góralu z gopru i opowiada jak złamał kręgosłup na rowerze. przez te wszystkie zadupia libuszańsko-lipińskie wolno, ze dwa skoki przy czym raz zostałem zaskoczony i jeszcze gubię pompkę próbując gonić. wracam i chwilę jadę w strachu czy nie pobłądzę bo tracę grupę z oczu po zakrętach i pagórkach. no ale trafiłem. w rozdzielu tracimy wiktora i wojtka k.
na dwóch hopkach podpuszczam młodego, ale jeszcze musi trochę wody w ropie upłynąć coby mi wpierdzielił. drugi raz gubię pompkę, ale wracam już po finiszu.
w ropicy wojtek g ma problem z kołem i wraca razem z ostatnim wojtkiem. po drodze łapiemy jeszcze młodego bełkę.
pod magurę jedzie mi się dobrze, tylko początkowo tempa dotrzymują młody i bełko. rafał niestety olewa jazdę dziś ciepłym moczem (bo wczoraj gdzieś biegał na 10km zamiast centralnie legalnie na rowerze trenować), więc w zasadzie całość jadę sam. mimo to mały zastrzyk adrenaliny i czas fajny - 9.10, i to bez jakiegoś zmęczenia i umierania. jakby rafał pogonił byłoby grubo poniżej 9min.
na szczycie zbieram oklaski od turystów.
mało mi jazdy więc zjeżdżam z chłopakami do gorlic, tam namawiam jeszcze rafała na zamkową, no i potem już sam z powrotem.
siłą rozpędu wyjeżdżam jeszcze raz na magurę, tym razem na szczyt, po drodze znowu zbierając doping od turystów, chyba tych samych. do przełęczy 10.07, nie szaleję, trochę mocniej dopiero górę chcąc sprawdzić czy mnie złapią skurcze, bo czuję że są blisko :) na szczęście w odpowiednim momencie podjazd się kończy. jeszcze na zjeździe zamieniam słowo z gościem który na zakrętach przed serpentyną na górze wpakował się do rowu. w miarę ok, bo jechał wolno - chciał zjechać z drogi bo mu dziecko zaczęło wymiotować i go ściągnęło do głębokiego rowu.

wszystko fajnie tylko brakowało jeszcze kilometra. w pionie, coby się sprawdzić przed wiśniczem. tam to będzie rzeźnia jednak.