Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti z gór i z lasu. Ma przejechane 15356.10 kilometrów. Jeździ sobie powoli z prędkością 28.38 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:621.09 km (w terenie 65.00 km; 10.47%)
Czas w ruchu:15:54
Średnia prędkość:28.11 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:6170 m
Maks. tętno maksymalne:199 (99 %)
Maks. tętno średnie:161 (80 %)
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:38.82 km i 1h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
35.00 km 15.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:emtebe

grzbietem magury

Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 09.09.2012 | Komentarze 0

jakoś rano nie miałem chęci wybrać się na szosę ze starą gwardią, tym bardziej że rowery zostały na mieszkaniu a ja w domu. potem też zabaciarzyłem no i przeszła mi ochota na jakąś dłuższą szosę. został więc góral. jako że susza jest generalnie miałem nadzieję się nie ubłocić totalnie. bowiem susza suszą, ale prastare krasnoludzkie przysłowie brzmi: 'błoto w bieszczadach i w beskidzie niskim nie wysycha nigdy'.
postanowiłem więc wrócić przez magurę do domu po słuchawki. grzbiet ten na rowerze jechałem lata temu i w większości było różnie. miejscami szlaki zrywkowe, okrutne błoto i ciągnął się niesamowicie. tym większe było moje zaskoczenie gdy wydrapałem się na magurę i puściłem grzbietem. jazda to była czysta poezja. w większości delikatny zjazd, wyjeżdżony przez opony emtebe, no słowem fajny singieltrak czy jak to błotni nazywają w swej gwarze. nawet przez myśl mi przemkło że kiedyś to by i fulik się przydał. na żdżarze melduję się po pół godziny intensywnej jazdy z 813m nmp. tam tradycyjnie rozlewiska błota, które jakoś omijam i szybki zjazd do domu. porywam słuchawki i już z muzyką w uszach powrót asfaltem, bo trochę późno było coby się do lasu pchać. a z taką muzyką fajnie się jedzie więc dość żwawo pomykałem.





Dane wyjazdu:
33.21 km 0.00 km teren
01:07 h 29.74 km/h:
Maks. pr.:62.50 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 89%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:200 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

wapienne

Piątek, 7 września 2012 · dodano: 07.09.2012 | Komentarze 0

spokojnie wieczorem względnie po płaskim. trasa spokojna nie licząc rozbebeszonego mostu, z powrotem nawet z buta go atakuje bo za dużo klińca wysypali. asfalt mają za dwa tygodnie lać, więc zostaje tylko magura :)
na podjeździe z jednej męciny do drugiej spotykam Rafała i kawałek z nim zjeżdżam. chwilę gadamy icurik.
tempo poobiednie, bo ledwo zdążyłem przełknąć i pojechałem. no i hamulcowałem się coby czasem niczego nie cofło :)

to na ożywienie bo pogoda się psuje.




Dane wyjazdu:
40.50 km 0.00 km teren
01:36 h 25.31 km/h:
Maks. pr.:66.00 km/h
Temperatura:
HR max:188 ( 94%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:620 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

kowboj i bacówka

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 3

korzystając z rześkiego powietrza jadę dość solidnie pod magurę - 9.33. nie jest źle :) potem jeszcze na szczyt i szaleńczy zjazd. trochę ponosi mnie fantazja, ale na szczęście jest pusto.
w małastowie wyłażą skłębione chmury, ale pomarańczowe soczewki dodają optymizmu i odbijam w dolinę Bartnianki. nie wiem co mi się ubzdurało że tam asfalt znośny jest. jednak z górala to inaczej jest, na szosie całkiem inaczej się odczuwa :)
męczę więc karbon i powoli przebijam się w górę doliny. od cerkwi prawosławnej już nowiutki asfalt i sam podjazd całkiem żwawo. na asfalcie jak zwykle masa gówna i dużo drobnych kamyczków. zjazd przeradza się w slalom alpejski, a kamyczki spod kół lecą tak, że obawiam się o szyby w przydrożnych chyżach. jednak pompka z lidla po wymianie na inny egzemplarz sprawdza się :)
powrót już spokojnie i w szarówce.



Dane wyjazdu:
46.54 km 0.00 km teren
01:45 h 26.59 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:
HR max:188 ( 94%)
HR avg:152 ( 76%)
Podjazdy:660 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

oderne

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 0

trochę żwawiej po górkach.
pod magure na dopingu, po robocie tak mnie zcięło że musiałem się chwilę kimnąć, a na obudzenie walnąłem bi pałera :)
bez obiadu co od razu odbija się na trochę lepszym czasie pod magurę - 9.53
pod oderne już lata nie jechałem, ale teraz na przełożeniu rodem z emtebe za wiele nie odczuwam stromizny. za to zjazd jakiś narowisty, nie czuję się pewnie i zjeżdżam dość ostrożnie.
na magurze dojeżdża mnie Lka ale zmykam na tyle że mnie wyprzedza dopiero w ropicy. za nią parę aut i zaczynają się pchać na 3go. dostrzegam to kątem oka i po mojej wymownej gestykulacji i staropolskim "gdzie, kur... cze pieczone?!" goście trochę się ogarniają. chyba muszę się ogolić skoro się mnie kierowcy boją :)
z rozpędu jeszcze do sklepu w sękowej, bo na zjeździe z magury nie chciało mi się heblować i dołożyłem sobie przez to ze 6km.


Dane wyjazdu:
75.70 km 0.00 km teren
02:38 h 28.75 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 90%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:920 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

bardiovske kupele

Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 0

miało być do bardejova, ale jakoś dawno w kupelach nie byłem.
magura bardzo spokojnie, mimo to 10:50. wilgotność znowu pinćset procent i nie ma czym oddychać, jak wczoraj. niby bezchmurne niebo a słońce przez tą wilgotność nie może się przebić. wiatr pcha przeokrutnie i spokojnie jadąc w kupelach średnia 31.
tam spacerowym tempem po parku oglądam te wszystkie wille i zastanawiam się nad fenomenem tych kupeli. nic tam wiele nie ma, a ludzi full, w tym połowa naszych. tyle że spokojnie, bo nie ma ruchu samochodowego.
znowu zawaliłem sprawę, bo nie znalazłem nigdzie po kątach jewrocentów, więc kolejny raz nie przypominam sobie poznanego w dzieciństwie smaku bardejovskich oblatkov. a do bardejova do bankomatu i z powrotem nie chce mi się jechać.
do źródeł kolejka jak po cukier onegdaj, nie wiem co w tej wodzie jest. z powrotem masakra. czuję się jak Zofia Noceti-Klepacka, tylko ona szybciej na tym wietrze naparza. ja ledwo co. ale w bidonie mam jakiś syf sygnowany logiem królewskich więc powinienem mieć kopa jak pepe. najbardziej dobijające są proste za zborovem - długie na parę km, zero osłony, ale też zero ruchu i fajne widoki z kulmnacją jaworzyny konieczniańskiej na wprost. więc jakoś się jedzie. po naszej stronie wicher już trochę odpuszcza i w miarę sprawnie przez magurę zu hause. bez większej historii, nikt mnie nie chciał rozjechać, ale to przez nikły ruch. w niedziele po południu słowackie wioski wymierają. tam się zawsze zastanawiam gdzie są ci wszyscy ludzie, a u nas skąd się tyle qrna ludzi bierze :) no nie licząc cyganów oczywiście. ci to nawet w niedziele pchają te wózki dziecięce wypchane jakimiś syfami z rowów, a czy tam są małe dziecka to da się sprawdzić chyba tylko sondą lawinową.
aha. no jeżdżą te Słowaki po okna, styropiany i inne tynki i zauważyli chyba w rzeczypospolitej że nie każdy dom musi wyglądać tak samo i można mieć ładny ogródek koło domu a nie trzy zdezelowane nadwozia skodiczek. jewropa się robi :)



Dane wyjazdu:
64.60 km 0.00 km teren
02:23 h 27.10 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura:
HR max:186 ( 93%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:750 m
Kalorie: kcal
Rower:trek 2000

regetów

Sobota, 1 września 2012 · dodano: 01.09.2012 | Komentarze 2

kumpel prosił mnie o zdjęcia karczmy w regetowie wiec śmignąłem tam rowerem.
ale najpierw przyjąłem odpowiednią ilość węgla. dwie tony. z czego ja przewaliłem jedną. niestety nie dostosowałem do tego odpowiedniej ilości węglowodanów i już pod magurę żołądek przykleja mi się do pleców. marzę tylko o dotarciu do karczmy i wszamaniu czegoś. mimo tego wybieram trochę dalszą drogę przez ług. a wybór był pomiędzy lawirowaniem między dziurami a krowim gównem, zwyciężyła opcja druga.
na miejscu nie bardzo po kolarsku opierdzielam jakąś odmianę placka po węgiersku i już normalne sygnały docierają do mózgu. robię zdjęcia, okazuje się że nie mam karty w aparacie i moment kończy się pamięć. wychodzi słońce, zmieniam soczewki z pomarańczowych na ciemne i jadę dalej. powrót trochę na około. z wysowej do uścia wiatr tak mnie męczy że w uściu trzeba stanąć w sklepie.
masakra, więcej jedzenia niż jazdy, dziadzieję :) jeszcze z wątpliwościami wysyłam lotka, bo niestety moja passa 7 kolejnych trójek (wysyłam 7 zakładów przy dużych kumulacjach) została przerwana ostatnio, ale 24 zł kuszą jak zawsze ;)
do gładyszowa już po wertepach, spokojnie pod magurę i szybko już na dół do mieszkania.
normalnie jeżdżę tak jak gra wisła. kiedyś pytaniem było ile wygrają, a teraz grają syf. ja kiedyś tylko pytałem ile i w jakim tempie trzeba przejechać, a teraz ledwo się turlam.