Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi yeti z gór i z lasu. Ma przejechane 15356.10 kilometrów. Jeździ sobie powoli z prędkością 28.38 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yeti.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
135.81 km 0.00 km teren
05:55 h 22.95 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 91%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

masochizm w czystej postaci

Czwartek, 11 czerwca 2009 · dodano: 11.06.2009 | Komentarze 4

jak w tytule. nierozsądne czyny wymagają nierozsądnych ludzi, czyli odpowiedni kandydat ze mnie :)
nie wiem czemu, ale przez 5 lat studiów nie wpadłem na pomysł aby z krk wrócić do domu rowerem. więc na 6-tym roku postanowiłem to naprawić :)

a oto czemu ten czyn był nierozsądny:
- 8h snu w ciągu ostatnich blisko 60h
- ważący kilkanaście kg plecak trekkingowy na plecach (btw zakup mojego życia ;)
- wyjazd o 18ej, pierwszy posiłek dnia o 17ej, dzień wcześniej podobnie
- długi weekend - wyjazd z krk i moja trasa pokrywająca się z jednym ze strumieni wypływających z krk aut
- last but not least: największy dystans w tym sezonie: 56km, przejechanych jakieś 700km, brak normalnego wysiłku fizycznego.
dodatkowo chcąc wybrać w miarę płaską trasę wybrałem chyba najbardziej górzystą. to wszystko wróżyło walkę o przetrwanie.

trasa: krk-łapanów-tymowa-ciężkowice-gorlice-dom.
zaczęło się strasznie. wyjazd z krk był horrorem, z uwagi na ogromny ruch i moją małą zwrotność i widoczność ograniczoną 75 litrowym plecakiem. jakoś dojechałem do wieliczki, później było nieznacznie lepiej. duże korki w wieliczce, gdowie, łapanowie zdecydowanie wpłynęły na moją prędkość średnią, tym bardziej że średnio co 3cie auto dojeżdżało do krawężnika.
nie wiem czemu, ale miałem tą trasę zakodowaną jako pagórkowatą (może z faktu że dotychczas pokonywałem ją wyłącznie autem). stąd moje zdziwienie wywoływały charakterystyczne znaki z dopiskiem pod spodem: 10%, 9%, 8% spotykane co kilka km. już po pierwszych pagórkach umierałem mając na liczniku zaledwie 30km. nie zdawałem sobie sprawy jaką różnicę czyni wyładowany plecak. wtedy zwątpiłem w to że dotrę do celu. na tych stromszych podjazdach musiałem się zatrzymywać coby dać odpocząć plecom. z kolei zjazdy jechałem bardzo ostrożnie bo nie mam wprawy w operowaniu zestawem dochodzącym prawie do 100kg, a i klocki podtyrane :) po 40km wizyta w sklepie po kalorie i płyny. po 60km troszkę się rozkręciłem, było kawałek po płaskim i tam samo jechało. gdzieś w zakliczynie uwierzyłem że dojadę, choć ostatni podjazd - zborowicka góra zaczął w moich myślach urastać do niebotycznych rozmiarów. po zebraniu sił w skamieniałym mieście wyjechałem bez zatrzymywania, ale na szczycie musiałem już dać odetchnąć plecom. pokonując ten podjazd byłem prawie w domu - reszta w dół lub po płaskim z małymi hopkami. mimo tego ostatnie 20km było już męczarnią. najmniejsze skoble pokonywałem zakładając ostatnią deskę ratunku czyli 42 x 23 (bardziej kłoda niż deska). w domu bylem kilkanaście minut po północy.

refleksje i obserwacje:
-spotkałem ponad setkę (!) rowerzystów. wszyscy jednak bez wyjątku siedzieli w samochodach wioząc rowery na dachu.

-na tak olbrzymia ilość aut żadnej sytuacji zagrażającej zdrowiu memu bądź życiu. sytuacja niespotykana, oby tak dalej! może dlatego że to nie byli niedzielni tylko środowi kierowcy ;) albo plecak budził respekt, sam nie wiem..

-komfortowa jazda po zmroku - czołówka z przodu, z tyłu, paski odblaskowe zamocowane na plecak sprawiały że kierowcy wyprzedzali mnie całkiem drugim pasem. w dzień jest to rzadko praktykowane. chyba się przerzucę na jazdy nocne :)

-kilometry uciekały straszliwie wolno. często wydawało mi się że przejechałem z 5km, a tu się okazywało że zaledwie 1km (!). chyba za dużo jeżdżę ostatnio autem ;)

-zdjęcia. nie zatrzymywałem się specjalnie, bo bałem się że po dłuższym postoju już nie ruszę. dlatego nie utrwaliłem fajnego zachodu ani podświetlonych zabytkowych kościółków.

-śpiewając grabowskiego: 'jest dobrze, jest dobrze, ale wcale nie jest źle' :)
imagis czeka, nie w tym roku, ale może w przyszłym :)

chyba tyle. jedyne zdjęcia z trasy:

podjazd pod Leszczynę © mateo


pogórza i beskidy © mateo



Komentarze
yeti
| 16:57 wtorek, 16 czerwca 2009 | linkuj eee, już z rowerem tam nie będę raczej. złożyć pracę, obronić i finito, a coby się przejechać to mamy lepsze tereny to się jeszcze ustawimy :)
maciek320bike
| 10:05 poniedziałek, 15 czerwca 2009 | linkuj Gratuluje. To kiedy wracasz do krk?? Moze sie przejade z toba:)
yeti
| 17:26 czwartek, 11 czerwca 2009 | linkuj faktycznie.
ale wolałem pokazać to co mam za sobą, stąd subiektywny tytuł ;)
pzdr
robin
| 16:51 czwartek, 11 czerwca 2009 | linkuj Podjazd wygląda jak zjazd - może się czepiam ale jak byś ją sfotografował w drugą stronę to byłby wyjazd. Gratki za plecak.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ieprz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]